SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Portale nie wycofują się z treści o wojnie w Ukrainie. „Dramaturgia medialna rządzi się swoimi prawami”

Onet nie dodaje już nowych treści na swój serwis w języku ukraińskimi, natomiast inne portale nie zamierzają wycofywać się z tematycznych serwisów o wojnie w Ukrainie - wynika z informacji zebranych przez portal Wirtualnemedia.pl. Z czasem jednak - jak mówią nam medioznawcy – temat ukraiński wypali się w sposób naturalny. - Wojna w Ukrainie obnażyła redakcyjną bezradność. Najpierw wysłano korespondentów, teraz już redakcje nie mają wiele ważnego do powiedzenia - uważa prof. Jan Kreft.

Serwis Ukraina.onet.pl nie jest już zasilany nowymi treściami (screen: Ukraina.onet.pl)Serwis Ukraina.onet.pl nie jest już zasilany nowymi treściami (screen: Ukraina.onet.pl)

Gdy wybuchła wojna w Ukrainie, media szybko dostosowały się do nowej sytuacji, wydając poradniki, organizując korespondencje zagraniczne, wysyłając swoich korespondentów czy – jak w przypadku wydawców internetowych – uruchamiając serwisy przystosowane do ukraińskiego odbiorcy i zasilane kontentem newsowym z Ukrainy.

Tak zrobił choćby Onet: tuż po rosyjskiej inwazji wprowadził Strefę Ukraińską na swojej stronie głównej, a na początku marca uruchomił serwis Ukraina.onet.pl. Od kilku tygodni jest on jednak niezasilany nowymi treściami. 

- Widzimy, że osoby z Ukrainy czytają również polskie treści, dlatego obecnie publikujemy informacje po ukraińsku w głównym serwisie Onet Wiadomości – komentuje Agnieszka Skrzypek-Makowska, kierowniczka komunikacji zewnętrznej RAS Polska.

Agora, WP: Ukraina wciąż najważniejsza

Inaczej zdecydowała Agora, która wprowadziła specjalną sekcjięna Wyborcza.pl. Tam w centralnym miejscu trwa odliczanie, ile dni wojny jest za nami, a informacje z ogarniętej wojną Ukrainy wciąż królują na centralnym miejscu serwisu.

- W tej chwili nie planujemy przesuwać treści poświęconych wojnie w Ukrainie w inne miejsce na Wyborcza.pl. To wciąż najważniejszy temat pod względem geopolitycznym oraz z punktu widzenia naszego własnego bezpieczeństwa – mówi portalowi Wirtualnemedia.pl Aleksandra Sobczak, wicenaczelna „Gazety Wyborczej” i szefowa Wyborcza.pl. - Komponujemy stronę główną, jako główne kryterium traktując wagę przedstawianych spraw. Jednocześnie stale pracujemy nad zrównoważeniem tematycznym serwisu, dlatego zawsze są w nim obecne treści naukowe, psychologiczne, lokalne, kulturalne i biznesowe – dodaje.

Także zespół portalu Gazeta.pl nie planuje ograniczać treści poświęconych Ukrainie. - Oczywiście, dynamika wydarzeń jest inna niż na początku konfliktu, ale w redakcji panuje przekonanie, że warto cały czas przypominać czytelnikom o wojnie - komentuje Agata Staniszewska, rzeczniczka prasowa Agory.- Oprócz tego bardzo szybko rozwija się serwis Ukrayina.pl, prowadzony przez dziennikarzy lwowskiego "Expressu" oraz Gazeta.pl, dzięki czemu treści dwujęzyczne po polsku i ukraińsku dostępne są na łamach portalu. Publikacje nie dotyczą wyłącznie wojny, ale także życia ukraińskich uchodźców w Polsce. Pracą redakcji serwisu kieruje Uliana Vitiuk, jednocześnie szefowa ogólnoukraińskiego „Expressu" i Expres.online. Obecnie Ukrayina.pl notuje wyniki na poziomie ponad 400 tys. RU - dodaje nasza rozmówczyni.

Gazeta.pl realizuje też kolejne duże akcje pomocowe dla Ukrainy - niedawno zakończyła się licytacja znaczków wydanych przez Pocztę Ukraińską, w której redakcje Ukrayina.pl i Gazeta.pl zebrały ponad 100 tys. zł. Pieniądze zostaną wydane na karetki i sprzęt medyczny dla Ukrainy.

Swojego działającego od marca serwisu Vpolshchi.pl nie zamierza także wygaszać na razie Wirtualna Polska. - Serwis VPolshchi jest samodzielny i nie ma planów by to się zmieniło. Treści są regularnie dostarczane przez specjalnie stworzoną dla serwisu redakcję, a z dotychczasowych wyników jesteśmy bardzo zadowoleni - mówi nam Michał Siegieda, rzecznik prasowy WP. Nic dziwnego, że wydawca chce utrzymać serwis jak najdłużej, skoro – według informacji, do których dotarliśmy – tylko w kwietniu miał on ponad 710 tys. realnych użytkowników.

Prof. Dąbała: „Wojna przecież trwa”

Profesor Jacek Dąbała, medioznawca z Uniwersytetu Jagiellońskiego mówi nam, że prędzej czy później wydawcy będą jednak musieli zrezygnować ze specjalnych serwisów i jest to tylko kwestią czasu: - Czy nam się to podoba czy nie, dramaturgia medialna rządzi się swoimi prawami. Następuje znużenie nawet najbardziej tragicznymi tematami. Tylko coś przełomowego przywraca je na czołówki. Poza tym redakcje mają dziś dokładny obraz zainteresowania odbiorców, dlatego reagują, szukając bodźców – mówi prof. Dąbała.

Czy teraz jest dobry moment, żeby powoli wycofywać się z mocnego eksponowania wojennych treści? - To ogromny problem. Patrząc chłodno, można powiedzieć, że media działają według praw medialnych, a więc z jednej strony chodzi o zainteresowanie ich treściami, a z drugiej o biznes. Jednak teraz mamy sytuację nadzwyczajną, to już nie jest czysta dramaturgia medialna, to jest samo życie w jego skrajnie niebezpiecznej odsłonie. Chodzi o zagrożenie nawet wojną atomową w skali globalnej. Do tego nie można się przyzwyczaić, dlatego odpowiedzialne media zawsze będą eksponowały, co najwyżej ważąc proporcje takiej ekspozycji, treści wojenne. Wojna przecież trwa – podkreśla nasz rozmówca.

Prof. Kreft: „Nie ma co podtrzymywać iluzji”

Jednak zdaniem prof. Jana Krefta, medioznawcy z Politechniki Gdańskiej – to Onet ma tutaj rację, wygaszając specjalny serwis: - To dobry ruch Onetu. Nie ma co podtrzymywać iluzji, że się ma coś oryginalnego do powiedzenia, gdy się nie ma. Gdyby nie zapożyczenia z „Die Welt” albo „Politico”, to zostają na serwisach inne kopie, albo materiały PR ukraińskiego i niezdarne próby, coraz rzadsze, wybicia się na samodzielność – komentuje nasz rozmówca.

Zdaniem prof. Krefta – widać tu jednak znacznie szerszy problem: - Problemem wielu wydawanych w Polsce mediów jest to, że od dłuższego czasu są słabo tłumaczonymi kalkami newsów i większych materiałów, które można wcześniej przeczytać w zachodnich mediach, albo na Twitterze różnych służb. To smutny spektakl bezradności i braku pomysłowości. Tymczasem opiniotwórcze media nie mają nadal wątpliwości. Od „Die Welt”, przez „El Pais”, „The Guardian” po „New York Times” - wszyscy doskonale wiedzą, że nadal nie ma ważniejszych tematów niż wojna na Ukrainie i zagrożenie dla środkowej i wschodniej Europy, a z wielu perspektyw - dla świata (jak choćby narastający problem żywnościowy). Te tematy są tam nadal najchętniej czytane (i klikane).

W czym więc tkwi siła zachodnich mediów i słabość polskich w relacjonowaniu zdarzeń na Ukrainie? - To, co wyróżnia redakcje zagraniczne, to umiejętność tworzenia bardzo dobrego kontentu i jego świetne, atrakcyjne "opakowanie". Wówczas nawet demon clickbaitu niestraszny, co może jednak być zbyt odważną myślą, gdy się widzi to powolne staczanie się rodzimych serwisów ku tabloidyzacji myśli – pointuje prof. Jan Kreft, dodając: - Wojna na Ukrainie obnażyła tę ich redakcyjną bezradność. Najpierw wysłali korespondentów, teraz już nie mają wiele ważnego do powiedzenia. Słowem, większość polskich głównych serwisów równa w dół pod względem jakości materiałów i nadal są wierne myśli, że każde soft news o piłkarzu/celebrycie (i wynikające z jego korzyści finansowe) to szczyt dziennikarskiego wyrafinowania – podsumowuje nasz rozmówca.

Jak wynika z badania Mediapanel, w kwietniu br. strona główna Onetu przyciągnęła 10,26 mln internautów, co dało 34,14 proc. zasięgu. Każdy odwiedzający spędził na niej średnio 54 minuty i 25 sekund. Analogiczną witrynę WP.pl (Grupa Wirtualna Polska) odwiedziło 9,16 mln internautów (30,46 proc. zasięgu), spędzając przeciętnie po 66 minut i 17 sekund.

Dołącz do dyskusji: Portale nie wycofują się z treści o wojnie w Ukrainie. „Dramaturgia medialna rządzi się swoimi prawami”

23 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Pola
na
odpowiedź
User
Stały czytelnik
Zjazd objętości o jakieś 70% to nie jest wycofywanie? Ciekawe podejście. Zresztą znacznie ciekawsze byłyby dane o klikalności. Publikować sobie mogą, ale kto to będzie czytał?
odpowiedź
User
Stały czytelnik
Jeszcze miesiąc temu nikt by się nie ośmielił stwierdzić, ze te serwisy będą wygaszane, ale dzisiaj już nawet eksperci, czyli osoby dostarczające zamówiony przekaz, nie boją się o tym mówić. To sygnał do wygaszenia.
odpowiedź