Paweł Wujec: Współpraca z NK.pl to duże rozczarowanie
Agora w internecie wciąż będzie zarabiać przede wszystkim na reklamie display, zwiększając jednocześnie przychody z dostępu do płatnych treści. Spółka jest bardzo zadowolona z inwestycji w Goldenline.pl, za to rozczarowana współpracą z NK.pl. O szczegółach rozmawiamy z Pawłem Wujcem, dyrektorem segmentu internetowego Agory.
Robert Stępowski: Kieruje pan segmentem internetowym Agory od dwóch lat, kiedy przeżywa on trudniejszy okres niż wcześniej. Jeszcze w 2010 roku jego przychody urosły rok do roku o 20 proc., w 2011 roku - o 12 proc., natomiast w 2012 roku wzrost wyhamował, a w 2013 roku nastąpił spadek o 2,3 proc. Czym to można tłumaczyć?
Paweł Wujec, dyrektor segmentu internet Agory: Dynamikę wzrostu przychodów z końca pierwszej dekady tego wieku na pewno trudno będzie powtórzyć. Nasz wynik operacyjny, jest całkiem dobry, a to przecież on jest ważniejszy z biznesowego punktu widzenia od samych przychodów. W zeszłym roku poprawiliśmy wynik EBIT o prawie 10 mln zł, do 17,2 mln zł. Trudno być niezadowolonym z takiego postępu.
Tylko, aby ten dodatni wynik operacyjny udało się utrzymać, zwalnialiście pracowników, zamykaliście projekty i ograniczaliście wydatki marketingowe.
Rzeczywiście, zamknęliśmy lub ograniczyliśmy funkcjonowanie projektów, które były nierentowne i nie dawały nadziei na szybkie osiągnięcie sukcesu. W pionie internet ujmowana była także działalność prasowa Trader.com, którą zawiesiliśmy. Choćby to działanie pozwoliło nam poprawić wynik operacyjny, ale jednocześnie wyhamowało dynamikę przychodów.
Zawieszanie, czy likwidowanie projektów, zwalnianie ludzi, oczywiście wpływa na poprawę wyniku finansowego, często nawet w znaczący sposób, tylko czasem można tak bardzo ograniczyć swoje możliwości rozwojowe, że później trudno to odbudować i efektywnie walczyć z konkurencją.
Zawsze trzeba uważać, aby nie „wyciąć sobie mięśni”. Mam świadomość tego, że gdzieś jest granica oszczędności, przede wszystkim jeśli mówimy o zespole i tu zawsze trzeba być bardzo ostrożnym. Nasze działania nie ograniczały się tylko do redukcji zatrudnienia. Zamknęliśmy choćby Happy Day, a to był przede wszystkim projekt marketingowy.
Gdyby, czysto teoretycznie, nastąpiło jakieś załamanie na rynku reklamy internetowej, to posiadacie rezerwy kadrowe, które pozwoliłyby wam jeszcze obniżyć zatrudnienie jednocześnie utrzymując obecny stan produktowy i utrzymać wynik finansowy?
Na szczęście nic nie wskazuje na to, że miałoby dojść do jakiegoś znaczącego zachwiania na rynku reklamy internetowej. Każda firma posiada rezerwy kadrowe i my również. Pamiętajmy jednak, że w naszym biznesie to ludzie są najważniejsi, a nie fabryki czy maszyny. Dlatego bardzo się cieszymy, że dołączają do nas kolejne osoby, wyśmienici fachowcy w swoich dziedzinach, jak choćby: Mateusz Tułecki, Hanna Rydlewska, Kamil Brzeziński, Paweł Wilkowicz i jeszcze wielu innych, fantastycznych specjalistów. Te osoby chcą pracować z nami, a my z nimi. To pokazuje, że naszą domeną nie jest zwalnianie, ale wręcz przeciwnie - zatrudnienie tych najlepszych na rynku.
Najmocniej w ostatnich latach malały przychody segmentu internetowego ze sprzedaży ogłoszeń (głównie rekrutacyjnych i nieruchomościowych) w wortalach, czego dużą część stanowią oferty dwumedialne: „Gazeta Wyborcza” plus serwis internetowy. Słabnąca „GW” ciągnie w dół na rynku reklamowym segment internetowy Agory?
Polecam książkę „Dylemat innowatora” Claytona Christensena. To w niej tak naprawdę można przeczytać odpowiedź na Pana pytanie. Przy ogromnej, rewolucyjnej zmianie na rynku, która bez wątpienia w ostatnich latach zachodziła i wciąż w pewien sposób zachodzi, podmiotom, które miały pozycje lidera, bardzo trudno jest ją utrzymać.
Nasze główne dochody - w przypadku ogłoszeń - pochodziły przede wszystkim z dwóch obszarów: praca i nieruchomości. W przypadku obu tych kategorii rynek się skurczył, ale także pojawili się nowi, silni gracze.
To nie jest więc tak, że ogłoszenia odpływały z „Gazety Wyborczej”, a jednocześnie od innych naszych produktów i trafiały do konkurencyjnych podmiotów. Po prostu okazało się, że internet lepiej realizuje niektóre cele ogłoszeniodawców.
Tylko, że wy ten internet mieliście i macie. Dlaczego ci klienci w naturalny sposób nie przeszli z papieru do waszych produktów internetowych, tylko poszli do innych?
Jeżeli jest się liderem na „starym” rynku, to bardzo trudno jest stać się również liderem na tym „nowym” , który wprost konkuruje z pierwotnym.
Dlaczego?
Ponieważ ten „stary” lider chce rozwijać nowe technologie i nowy rynek, ale równocześnie chronić pozycję na „starym” rynku, która daje bardzo duże przychody. Czyli w przypadku Agory: rozwijać ogłoszenia w internecie, ale również chronić przychody papierowe. A rozwijanie tego „nowego” wprost i bezpośrednio uderza w dotychczasowy biznes - choćby dlatego że w internecie ceny ogłoszeń są niższe.
Działając w takim rozkroku, bardzo trudno stać się liderem. Każda decyzja jest jakimś kompromisem. To ogranicza swobodę i skuteczność rywalizacji z podmiotami czysto internetowymi, które są w stanie inwestować wszystkie siły i środki w swój główny produkt.
To nie dotyczy tylko Agory, ale oczywiście wielu podobnych podmiotów na całym świecie.
W ub.r. ze 111,4 mln zł przychodów segmentu 105,2 mln zł pochodziło z reklam, w 2012 roku: ze 114 mln zł - 107,5 mln zł. Jesteście zdecydowanie zależni od rynku reklamowego. Chcecie to jakoś zmienić czy też - tak jak prezes Grupy WP - deklaruje pan, że działacie głównie na rynku reklamy internetowej?
Działamy na rynku reklamy, ale w przeciwieństwie do WP - nie wyłącznie na nim. Nie zamierzamy uciekać od reklamy displayowej, bo to ogromny rynek, ale chcemy mieć również inne, stabilne źródła przychodów. Oprócz reklamy displayowej bardzo szybko rośnie obecnie reklama wideo i mobilna.
W segmencie internet stawiamy również w dużej mierze na przychody z ogłoszeń płatnych, jeśli zaś chodzi o całą Agorę, to priorytetem jest również sprzedaż subskrypcji „Gazety Wyborczej”, czyli zarabianie na płatnych treściach.
Spodziewamy się, że suma tych działań da nam wyraźny wzrost przychodów w przyszłości.
Nie obawiacie się, że wprowadzenie paywalla w serwisach „Gazety Wyborczej” mocno obniży ich odwiedzalność? I w efekcie zmaleją wpływy reklamowe?
Zamknięcie treści w pierwszych miesiącach zmniejszyło poziom odsłon na naszych serwisach o około 3-4 proc. Pamiętajmy, że nowy system dostępu do treści dotyczy tylko materiałów „Gazety Wyborczej”, a nie całej Agory. Ogromna część kontentu, chociażby na Gazeta.pl, nie jest i nie będzie zamknięta za żadnym paywallem.
To, co zrobiliśmy, to bez wątpienia unikalna na polskim rynku próba segmentacji przychodów i marek. Gazeta.pl to zasięgowe medium z dobrym, ciekawym kontentem, a Wyborcza.pl to odpowiednik papierowej „Gazety Wyborczej” z unikalnymi, wysokiej jakości treściami, za które, część internautów jest w stanie płacić.
Poza tym, zamknięcie treści jest trochę pozorne - zmienił się sposób dostępu do nich. Z jednej strony wprowadzone zostało ograniczenie 10 artykułów, które można przeczytać bezpłatnie, z drugiej zaś, liczba dostępnych tekstów jest większa, niż dotychczas. Publikujemy cały szereg materiałów, które wcześniej w internecie były praktycznie niedostępne.
Możecie już zdradzić, czy Polacy chcą płacić za treści w internecie?
Takie dane podamy po około pół roku od wprowadzenia nowego systemu dostępu do cyfrowych treści „Gazety Wyborczej”. Póki co nie chcemy mówić na ten temat. Naszym założeniem było zdobycie do końca tego roku 40 tys. płatnych subskrybentów.
Na rynku reklamowym konkurencja się zaostrza: Onet utworzył wspólne biur reklamy z Ringier Axel Springer Polska, Grupa o2 połączyła się z Wirtualną Polską. Oba podmioty w internecie stawiają tylko na bezpłatne treści. Nie obawiacie się, że jednak ludzie cały czas będą szukać tych darmowych treści?
Ogromna większość materiałów na Gazeta.pl jest również dostępna bezpłatnie. Staramy się, aby oferta Gazeta.pl była jak najciekawsza i coraz bogatsza. Ostatnie miesiące to ciąg nowości: rysunki Marka Raczkowskiego, tygodnik satyryczny „Faktoid”, magazyn weekendowy, nowe gwiazdy, Sport.pl.
To cały czas jest gra o to, aby poprzez dobre treści, których nie ma nigdzie więcej, przyciągnąć do nas bardziej wymagających użytkowników. Jeśli popatrzymy na strukturę użytkowników na stronie głównej Gazeta.pl, to z punktu widzenia dowolnego reklamodawcy jest ona dużo lepsza niż konkurencyjnych portali.
Poprzednia 1 2 3
Dołącz do dyskusji: Paweł Wujec: Współpraca z NK.pl to duże rozczarowanie
unikatowy, a nie unikalny (chyba, że Agora produkuje content, który unika czytelników)