„Belfer” zachwyca oryginalną historią, klimatem i grą aktorską (recenzja dwóch odcinków)
„Belfer” opowiada mroczną historię zabójstwa uczennicy w małej miejscowości. Winnym może być każdy, ale dla widza ważniejsza jest tajemnica postaci granej przez Macieja Stuhra. Dlaczego pojawia się w mieście? Czemu prowadzi własne śledztwo w sprawie zabójstwa dziewczyny? Portal Wirtualnemedia.pl recenzuje dwa pierwsze odcinki serialu kryminalnego Canal+.
Dołącz do dyskusji: „Belfer” zachwyca oryginalną historią, klimatem i grą aktorską (recenzja dwóch odcinków)
filmowa-baza.pl/A1/8b6edebaf3/737e1e22
Atutem serialu "Belfer" jest nie tylko doskonała obsada, ale także wciągająca fabuła, która od pierwszego do ostatniego odcinka owiana jest tajemnicą. Widzowie będą trzymani w napięciu aż do finału pierwszego sezonu "Belfra", bo zagadka zabójstwa młodej dziewczyny Asi, którą będzie chciał rozwikłać Paweł Zawadzki, nauczyciel z Warszawy, nie tak szybko się wyjaśni.
"Belfer" zapowiadany jest jako najbardziej oczekiwany serial kryminalny roku. I ma szansę stać się hitem w telewizji, choć nie wszyscy widzowie go obejrzą. Odcinki "Belfera, które będą miały premierę w każdą niedzielę o godz. 21.30, będą do obejrzenia tylko dla abonentów nc+ oraz innych platform satelitarnych i kablówek.
Jakby autorzy mieli nadzieję, że to czego nie ma na ekranie, wystarczy dopowiedzieć w materiałach reklamowych i będzie cacy, a widzowie z zachwytem łykną wszystko jak pelikany.
Odnosząc się do dwóch pierwszych odcinków, które w przeciwieństwie do autora recenzji widziałem. "Belfer" to przeciętny produkcyjniak. Nie jest zły, ale z pewnością nie zachwyca.
Szkolna inscenizacja i reżyseria bez wyrazu, to być może zaszłości pana Palkowskiego z wcześniejszych seriali którymi się zajmował ("Złotopolscy", "Plebania", "Galeria" itd.). Jest jednak różnica między telenowelą, a serialem aspirującym do konkurowania ze światowymi produkcjami ze stajni HBO. Najsłabszym elementem jest gra aktorska młodych adeptów melpomeny (z wyłączeniem Józefa Pawłowskiego jako i Mateusza Więcławka). Dawno nie widziałem tak drewnianych scen dialogowych, jak te dobywające się między uczniami Dobrowickego liceum. Zapowiadany niesamowity klimat filmu tymczasowo nie istnieje (być może twórcy zostawili to na kolejne odcinki). Tym razem jedynie poprawne zdjęcia Mariana Prokopa niestety nie powalają. Kłopoty z rytmem odcinka, ale i rytmizacją poszczególnych scen, to chyba nie do końca wina montażysty, lecz raczej scenariusza. Nie wypowiem się o odtwórcy głównej roli, bo nie jestem fanem pana Macieja i mogę być nieobiektywny. Kilka ciekawych drugich planów aktorskich (Łukasz Simlat, Joachim Lamża) choć moim zdaniem rola Piotra Głowackiego zbyt przeszarżowana w stronę komicznej.
To dopiero pierwsze dwa odcinki, więc może będzie lepiej (choć wątpię) . Niestety im bardziej nadmucha się balon tym z większym hukiem pęka. Sytuacja przypomina mi trochę tą, z nieudaną "Watahą" która również promowana była jako niesamowite wydarzenie telewizyjne. Nieuzasadnione rozbudzanie apetytu, coraz to wybredniejszych widzów działa na niekorzyść samego serialu.
Krystaliczny Pan Molenda (oczywiście Krystaliczny w przenośni ) to najprawdopodobniej pedofil molestujacy młoda kobietę która w końcowym efekcie w nim się zakochuje i chce urodzić jego dziecko. Do akcji wkracza więc Cielecka i ratując Męża potruwa młodą. Ot pewnie i cała tajemnica Belfra.
Post mój oczywiście proszę potraktować z przymrużeniem oka.