O świecie pełnym różnorodności. Recenzja serialu „Matki Pingwinów” Netfliksa
Na platformie Netflix zadebiutował nowy polski serial w reżyserii Klary Kochańskiej-Bajon i Jagody Szelc. To produkcja, którą trudno porównać z jakimkolwiek innym serialem na rodzimym rynku. Opowiada o życiu rodziców z neuroróżnorodnymi dziećmi i świecie nieznanym osobom neurotypowym.
W 2017 roku na platformie Netflix pojawił się serial „Atypowy” o tytułowym, atypowym Samie, który mierzy się z okresem dojrzewania w zupełnie inny sposób niż jego neurotypowa siostra. Na polskim rynku serialu o życiu rodzin atypowych dotychczas nie było. „Matki Pingwinów” starają się z szacunkiem i zaangażowaniem opowiedzieć o tym, jak wygląda polska szkoła dla dziecka ze spektrum autyzmu, życie jego rodziców oraz czym jest neuroróżnorodność.
Masza Wągrocka i historia „matki-Polki”?
W sześciu odcinkach poznajemy wiele bohaterek i bohaterów, ale naszą przewodniczką po uniwersum „Cudownej przystani” jest Kama Barska (w tej roli Masza Wągrocka), zawodnicza MMA wychowująca siedmioletniego syna Jasia (Jan Lubas). Kamila po wygranej walce wraca do kraju i od razu musi jechać do szkoły syna, ponieważ okazuje się, że ten brał udział w zdarzeniu, które zakończyło się wezwaniem karetki pogotowia do jednej z uczennic. Kamila nie może zrozumieć, co się stało, że jej spokojny i ułożony syn pobił koleżankę. Musi znaleźć dla niego nową szkołę, co z łatką „trudnego” dziecka nie będzie proste.
W ten sposób bohaterka wkracza w świat atypowych dzieci, chociaż długo nie przyjmuje tego do wiadomości. Kamila przechodzi cały proces żałoby po utracie syna, którego chciała zahartować i wychować na podobnego do niej, fightera. Waleczna, nieustraszona i zdeterminowana, aby osiągać swoje cele, bohaterka nagle musi się zatrzymać i przyjrzeć synowi. Odkrywa w nim zachowania, o których wcześniej nie miała pojęcia. Poszukiwania nowej szkoły kończą się w „Cudownej przystani”, placówce społecznej będącej dla Kamili całkowitym przeciwieństwem jej nazwy.
Nietypowe macierzyństwo
Wraz z bohaterką każdego dnia poznajemy uczniów i rodziców szkoły. Ula (w tej roli Barbara Wypych) jest influencerką i matką dwójki dzieci z trisomią, Jerzy samotnie wychowuje atypową Helenkę, a Tatiana zajmuje się synem ponadprzeciętnie inteligentnym, ale ograniczonym przez swoje ciało. Zaletą serialu jest unikanie czułostkowości i telenowelowych rozwiązań, mimo że takie pokusy na pewno mogą pojawiać się przy pisaniu scenariusza serialu o dzieciach. „Matki Pingwinów” są o tyle ciekawym przypadkiem, że choć w dużym stopniu skupiają się na dzieciach, skierowane są do widzów dorosłych. Scenariusz serialu napisały Klara Kochańska-Bajon, Dorota Trzaska oraz Nina Lewandowska, autorka „Absolutnych debiutantów”. Pomysłodawczynią projektu jest Klara Kochańska-Bajon.
„Matki Pingwinów”, to historia o tym, jak radzić sobie z sytuacją pozornie bez wyjścia, co to znaczy poświęcić się dla dziecka i jak budować swój system wsparcia. Wciągającym wątkiem jest opowieść o Tatianie (w tej roli Magdalena Różczka), matce podporządkowującej całe swoje życie choremu synowi. Tatiana widzi, jak umiera jej małżeństwo, zdrowie odmawia posłuszeństwa, ale ona dalej stoi na warcie i robi wszystko „dla dobra syna”. Bohaterka praktycznie rozpada się na kawałki, ale uparcie twierdzi, że bez niej cały system zbudowany wokół syna, zawali się niczym domek z kart.
Mądrze i bez infantylizowania pokazane zostały dzieci – ze wszystkimi ich problemami, zachowaniami niezrozumiałymi dla dorosłych, ograniczeniami, ale także pokładami kreatywności. Po raz kolejny warto podkreślić, że nie ma tu szybkich happy endów i prostych rozwiązań. Córka Jerzego, Hela, nagle nie staje się wzorową uczennicą rozumiejącą wszystkie komunikaty ze świata dorosłych, a Jaś nie staje się taki, jak chciała go widzieć matka. Zastajemy pewną rzeczywistość i ona nie zmienia się za pomocą dotknięcia magicznej różdżki. Problemy i wyzwania zostają z rodzicami.
Warszawska cudowna przystań?
Serial stara się opowiedzieć rzeczywistość rodziców nietypowych dzieci. To jednak, czego zabrakło w produkcji, to wykluczenie rodzin niestabilnych finansowo. Wiele mówi się o rehabilitacji dzieci atypowych, ale większość bohaterów nie musi martwić się pieniędzmi, ponieważ albo świetnie zarabiają, albo mają w rodzinie kogoś, na czyją pomoc mogą liczyć. A przecież ograniczenie dostępu do rehabilitacji wynika często z wykluczenia komunikacyjnego i niemożności sprostania płatnościom. „Matki Pingwinów” opowiadają o świecie uprzywilejowanych rodzin z klasy średniej. W tej kwestii serial jest bardzo warszawskocentryczny i skupiony na czubku własnego nosa.
W serialu nasze oczy zwrócone są na Maszę Wągrocką, która stworzyła ciekawą bohaterkę, zdecydowanie wymykającą się stereotypowemu wyobrażeniu o „matce-Polce”. Barbara Wypych w roli Uli jest zagrana na granicy pastiszu, co budzi we mnie pewną konsternację. Rola Wypych przypomina występ aktorki w serialu „Camera Cafe. Nowe parzenie”, a to raczej nie jest zabiegiem celowym. Magdalena Różczka gra minimalnymi gestami, co zdecydowanie pasuje do jej bohaterki, ale chciałoby się ją poznać lepiej, ponieważ wydaje się kryć więcej tajemnic niż ekstrawertyczna Ula. Mężczyźni pojawiają się głównie na drugim planie i nie mają zbyt wiele do zagrania, poza Tomaszem Tyndykiem. W serialu pojawia się także Piotr Rogucki i Piotr Głowacki.
„Matki Pingwinów” – czy warto obejrzeć?
„Matki Pingwinów” to słodko-gorzka opowieść o rodzicielstwie i nieudolnym systemie, ale w głównej mierze o tym, jak dorośli mają zorganizować swoją rzeczywistość, gdy wali im się na głowę cały świat i wypada się z tym pogodzić, bo innego wyjścia po prostu nie ma. Serial z szacunkiem odnosi się do historii swoich dziecięcych bohaterów. To ciekawa propozycja zarówno dla rodziców, jak i tych, którzy dopiero planują się nimi stać.
„Matki Pingwinów” od 13 listopada dostępne są na platformie Netflix.
Dołącz do dyskusji: O świecie pełnym różnorodności. Recenzja serialu „Matki Pingwinów” Netfliksa