Branża i publicyści o nominacji Lisa na naczelnego „Wprost”
Objęcie przez Tomasza Lisa stanowiska redaktora naczelnego tygodnika „Wprost” (AWR „Wprost”) specjalnie dla Wirtualnemedia.pl komentują przedstawiciele wydawców, publicyści oraz eksperci rynku prasowego.
Tomasz Lis redaktorem naczelnym tygodnika „Wprost” (AWR „Wprost”) został we wtorek 25 maja br. Na tym stanowisku zastąpił Katarzynę Kozłowską, którą pełniła obowiązki naczelnej od lutego br., gdy z tytułem rozstał się poprzedni redaktor naczelny „Wprost” Stanisław Janecki.
Wraz z Lisem do redakcji pisma dołączyli: Tomasz Plata (był m.in. redaktorem naczelnym miesięcznika "City Magazine", kierował działem kultury "Newsweeka" i tworzył sobotni "Magazyn" w "Dzienniku" ), Łukasz Ramlau (b. sekretarz redakcji "Gazety Wyborczej" i redaktor w magazynie "Duży Format ) i Aleksandra Karasińska (była szefowa redakcji "Wydarzeń" w Polsacie oraz wydawca w TVN i TVN 24). Ich funkcje, poza redaktorem naczelnym, zostaną podane do wiadomości w terminie późniejszym (więcej na ten temat).
Komentarze dla portalu Wirtualnemedia.pl
Tomasz Wróblewski, redaktor naczelny „Dziennika Gazety Prawnej”
To z całą pewnością duże wydarzenie na rynku prasowym. Tomasz Lis jest sprawnym dziennikarzem, ma sporą bazę współpracowników, ale przede wszystkim sam jest marką i zwróci uwagę czytelników na trochę ostatnio zapomniany tygodnik. Dla „Wprost” to wielka szansa, a jednocześnie wielkie wyzwanie. Jak z lewicującymi poglądami Lisa stworzyć realna alternatywę dla lewicowej „Polityki” i w pewnym stopniu dla „Newsweeka”? Jak w krótkim czasie wymienić czytelników nie zawsze przyjaznych jego osobie na fanów? Których mu nie brakuje, ale nie koniecznie jest to publika czytająca.
Potrzebny jest rewolucyjny pomysł idący dalej niż zwykła publicystyka i rozmowy w telewizji.
Michał Kobosko, wydawca tygodnika „Newsweek Polska” i miesięcznika „Forbes”
Tomka Lisa wyraźnie ciągnęło w stronę prasy. To nie pierwszy projekt, w jaki miał być zaangażowany. Myślę, że przed nim ogromne wyzwanie. Wie wszystko o telewizji, niezbyt wiele o prasie. A we "Wprost" nie będzie czasu na uczenie się. Poprzedni właściciel doprowadził tytuł na krawędź katastrofy. Dziś "Wprost" został daleko w tyle za pierwszą ligą, tworzoną przez "Politykę" i "Newsweek", tytuł ma słaby i niejednoznaczny wizerunek, to cień pisma z czasów prosperity - gdy było znane z Człowieka Roku czy Nagrody im. Kisiela.
Tomek jest też osobą, którą wielu tradycyjnych czytelników tego tygodnika uważało za wrogą ideologicznie. Pismu grozi więc utrata grona wiernych fanów - i bardzo trudna próba odzyskania straconego gruntu kosztem dwójki konkurentów. W sytuacji, gdy tygodnikom wszędzie na świecie sprzedażowo wiedzie się dziś słabiej niż kiedyś, wyzwanie stojące przed Tomkiem staje się jeszcze większe. Ale pewnie to właśnie go skusiło. Ma ambicję i doświadczenie, które napędzi go do walki. Pozytywnego rezultatu nie sposób jednak dziś przewidzieć.
Piotr Stasiński, zastępca redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”
To dobra wiadomość. Tygodnik ten zamiast zniknąć - na co zasługiwał za redaktorów Króla i Janeckiego jako brukowiec wśród periodyków - dostanie szefa, który zna dziennikarski zawód, zna świat, rozumie inteligenckiego czytelnika (takim jest u nas czytelnik tygodników), rozumie, czego się w dziennikarstwie wystrzegać - tego, co nasz zawód trywializuje, a nawet niszczy.
„Wprost” Lisa powinien być zaprzeczeniem poprzedniego”Wprostu”.
Poprzedni „Wprost” nie był wcale pismem prawicowym, lecz głęboko oportunistycznym, sensacjonerskim, gotowym posuwać się do naruszeń etyki zawodu, publikowania nieuprawnionych insynuacji i podejrzeń, wzbudzania wrogości do koniunkturalnie ustalanych przeciwników - np. do Niemiec.
W piśmie tym 'królowała' polityczna obłuda. „Wprost” stał na czele frontu lustratorskiego, i to pod berłem redaktora naczelnego, który był pezetpeerowskim działaczem. „Wprost” prowadził kampanie antykomunistyczne, równocześnie nagradzając postkomunistów, gdy byli u władzy, np. Leszka Millera. Bronił wybranych biznesmenów, jak np. Jana Kulczyka, selektywnie tropiąc afery, w które rzekomo uwikłani byli inni biznesmeni, niezaprzyjaźnieni. „Wprost” fałszywie oskarżył o agenturalność redaktora naczelnego konkurencyjnego tygodnika „Polityka”, i to piórem autorki pozbawionej jakiejkolwiek wiarygodności. „Wprost” obficie korzystał z materiałów specsłużb w czasach PiS skierowanych przeciw oponentom politycznym tamtej władzy, a zarazem udawał niezależność dziennikarską i ideową.
Tomasz Siemieniec, redaktor naczelny „Pulsu Biznesu”
Tomasz Lis był przymierzany do „Dziennika”, a następnie do „Dziennika Gazety Prawnej”. Z różnych powodów nie trafił do tych tytułów - do trzech razy sztuka. Nowy wydawca "Wprost" szukał naczelnego z dobrym nazwiskiem. Efekt PR-owy jest gwarantowany, ale nie daje gwarancji sukcesu biznesowego. Tomasz Lis jest wybitnym dziennikarzem telewizyjnym, z prasą - oprócz pisania dobrych felietonów do "Gazety Wyborczej" - nie miał wiele wspólnego, a ten segment rynku mediów jest w przełomowym momencie. Z drugiej strony wraz z Lisem do „Wprost” przychodzą ludzie o ugruntowanej pozycji na rynku prasowym. Można więc przypuszczać, że stworzona przez nich koncepcja będzie udana. Życzę im powodzenia.
Paweł Fąfara, redaktor naczelny dziennika „Polska”
Tomasz Lis podejmuje się wyjątkowo trudnego zadania, bo „Wprost” po ostatnich miesiącach traci do głównych rywali już kilkadziesiąt tysięcy egzemplarzy. Dodatkowe wyzwanie to wyraźna wcześniej prawicowa opcja pisma, podczas gdy Lis przez znaczną część dotychczasowych czytelników może być postrzegany jako dziennikarz z drugiej strony barykady. Raczej pasujący wizerunkiem i poglądami do głównych konkurentów pisma – „Polityki”, „Newsweeka”, niż właśnie „Wprost”. Kolejna kwestia – czy gwiazda dziennikarstwa telewizyjnego sprawdzi się jako redaktor prasy, bo takie transfery ze względu na specyfikę poszczególnych mediów nie zawsze się udają. I ostatnia, zasadnicza kwestia, ile obecny wydawca jest gotów zainwestować w odbudowę zespołu dziennikarskiego, czyli w jakość, a potem w reanimację marki. To wszystko wróży raczej krew, pot i łzy, niż szybki spektakularny sukces. Ale trzymam kciuki.
Ewa Redel, wiceprezes wydawnictwa Edipresse Polska
Decyzja jest bardzo odważna, ponieważ diametralnie zmienia światopogląd prezentowany dotychczas przez „Wprost” - trudno się spodziewać, żę Tomasz Lis firmowałby dotychczasową linię polityczną pisma. A to oznacza, że tygodnik musi pozyskać w większości zupełnie nowa grupę czytelniczą (choć pewnie część dotychczasowej zostanie i będzie czytać „Wprost” w myśl
zasady "trzeba znać swojego wroga").
Z drugiej strony to decyzja potrzebna, z uwagi na silny spadkowy trend sprzedaży w tym tytule, widoczny także w reklamie. Taki ostry zwrot, w oparciu o tak silne nazwisko, jak Lis, może dać pismu niezbędną sile napędową. Już teraz ta informacja jest w czołówkach większości serwisów informacyjnych. Na pewno przydałaby się jeszcze kampania promocyjna wykorzystująca nazwisko i twarz nowego naczelnego.
Ale trzeba pamiętać, że samo nazwisko nie zrobi pisma - wystarczy, aby wzbudzić zainteresowanie na jakiś czas, potem jednak zadecyduje formula tytułu i to, czy będzie on zaspokajał prawdziwe potrzeby znaczącej grupy czytelniczej. Tu zaś pojawia się pytanie, czy i jak Tomasz Lis będzie godził obowiązki naczelnego tygodnika opinii z własnym programem w TVP (byłoby to korzystne dla pozycji takiego opiniotwórczego pisma, ale z drugiej strony praca naczelnego „Wprost”, zwłaszcza w dzisiejszych warunkach rynkowych i przy tak głębokiej zmianie linii, to więcej niż pełen etat). A takiej funkcji Tomasz Lis dotychczas nie pełnił - z drugiej strony wraz z nim przychodzą ludzie z silnym doświadczeniem w prasie (Abstrahuje tu od tego, czy dla TVP będzie to sytuacja do przyjęcia, bo tego nie wiem).
Na pewno jest to ruch odważny i ciekawy, dający pismu szansę na odbicie w górę.
Łukasz Warzecha, publicysta dziennika „Fakt”
„Wprost” pod kierownictwem Tomasza Lisa wróżę krótki żywot. Nowy właściciel, mianując tego publicystę naczelnym swojej gazety, popełnił błąd, ale błąd, którego można było się spodziewać, bo zwiastowały go wcześniejsze działania, przede wszystkim rozstanie ze Stanisławem Janeckim i następnie z Markiem Królem jako felietonistą za to, że w swoim tekście skrytykował „Gazetę Wyborczą”.
Działania Point Group wobec nabytego przez siebie tytułu są modelowym przykładem psucia gazety i poczynań sprzecznych z własnym interesem. Po pierwsze – wydawca nie powinien mieszać się do linii pisma, zwłaszcza przejmowanego w burzliwych okolicznościach. Wszelkie tego typu eksperymenty kończą się fatalnie. PG robi to w bardzo ostry, brutalny wręcz sposób, obracając „Wprost” o 180 stopni. Tak oto, z jedynego wyraziście konserwatywno-liberalnego tygodnika w głównym nurcie robi się tygodniowy suplement do „Gazety Wyborczej”. Skutek jest łatwy do przewidzenia: odrzucenie przez zdecydowaną większość dotychczasowych czytelników i brak nowych, bo ci mają już, poza „Gazetą”, „Newsweeka”, „Politykę” czy „Przekrój” – wszystkie o liberalno-lewicowej orientacji, wszystkie należące do tego samego nurtu ideowego, który reprezentuje Tomasz Lis.
Po drugie – Lis jest dziennikarzem telewizyjnym, bez doświadczenia w kierowaniu jakąkolwiek gazetą. To musi się negatywnie odbić na stylu jego pracy i kształcie pisma. Jest też osobą bardzo kontrowersyjną, u sporej grupy dotychczasowych czytelników budzącą intensywną niechęć. Można założyć, że sprzedaż tygodnika spadnie skokowo z numeru na numer o co najmniej kilkanaście procent. Ciekawe, czy PG przeprowadziła badania, ile osób dotąd „Wprost” nie czytających, gotowych jest wydać dodatkowe pieniądze wyłącznie ze względu na osobę naczelnego.
Po trzecie – w obecnej atmosferze, przy ujawnieniu się dużej grupy ludzi, którzy chcą mieć własny głos w sferze publicznej – i chodzi o głos inny niż Tomasz Lisa i bliskich mu ideowo publicystów – stawianie tej właśnie osoby na czele tygodnika oznacza utratę szansy na wpisanie się w potencjalnie nowy rynek.
Działanie PG wobec „Wprost” jest z rynkowego punktu widzenia zadziwiające i nieracjonalne. Można je wytłumaczyć jedynie względami politycznymi.
Temu eksperymentowi nie wróżę powodzenia. Przewiduję, że „Wprost” będzie coraz bardziej dołować w statystykach sprzedaży, aż w końcu jego trwanie na rynku stanie się kompletnie nierentowne. Dojdzie do tego w ciągu około roku.
Prof. Wiesław Godzic, medioznawca ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej
Tomasz Lis jeszcze nie był naczelnym tygodnika, więc musiało się to stać wcześniej czy później. Lepiej, gdyby stało się wcześniej, gdy z „Wprost” nie było aż tak bardzo źle.
Lis jest wszechstronnym, bardzo zdolnym dziennikarzem: ma własny styl, jest osobowością i potrafi stworzyć zespół wokół swojej osoby. Ale jednocześnie uwielbia błyszczeć w świetle reflektorów – chyba w większym stopniu niż wielu jego kolegów. Wydawca postanowił ratować tytuł i sięgnął po gwiazdę – ale to nie jest właściwe koło ratunkowe. Jeśli nawet uda się powstrzymać tendencję spadkową, to na krótki czas. Nie jestem pewny, czy naczelny Lis dopuści do głosu znawców kontekstów rynku wydawniczego i mediów – którzy powinni zwrócić mu uwagę na potrzebę działań niebanalnych, rewolucyjnych, wyrażających się przede wszystkim w ścisłej współpracy z internetem. To robi od lat „Polityka” i są owoce takiej strategii.
Nowy redaktor naczelny stoi przed dwoma najpoważniejszymi wyzwaniami w kategorii światopoglądowej:
- Jak pogodzić liberalizm, a nawet lewicowość Lisa, z zasadniczą prawicowością tytułu? Wyjaśnienia typu – nie interesuje mnie żadna partyjność, jestem przeciw głupocie – może z powodzeniem stosować Olga Lipińska, ale nie Lis. Więc trzeba decydować o linii programowej, przyciągać albo zniechęcać grupy światopoglądowe. To może być „piękna katastrofa”!
- Co z kulturą tabloidową? Zarówno obywatel, jak i redaktor, Lis dał się poznać jako bezkompromisowy jej przeciwnik. Teraz wydaje się, że trzeba będzie spuścić z tonu. Tabloidyzują się wszystkie media, a „Wprost” było nawet w czołówce. Tworzyć tygodnik „opinii dla myślących”? Braliśmy tyle razy tę lekcję, że trudno uwierzyć w jej skuteczność.
Słowem: nie widzę grupy docelowej, nie dostrzegam możliwości ustalenia rozsądnej linii programowej w tej sytuacji. Tendencja spadkowa tygodników opinii ustabilizowana, a tu wchodzi odmieniony tytuł prawicowo-lewicowy w bardzo podzielonej Polsce. To jaka ma być ta Polska i co z nią? Przez kilka miesięcy można puszczać fajerwerki, potem czeka „Wprost” i Lisa wyłącznie piękna katastrofa. W sumie – szkoda.
Dr Zbigniew Bajka, medioznawca z Uniwersytetu Jagiellońskiego i Krakowskiej Akademii im. Frycza Modrzewskiego
Tomasz Lis jest dziennikarzem popularnym, co wiem choćby od moich studentów i na podstawie jego zwycięstw w różnych konkursach (Wiktory, Grand Press itp.). Czy jednak to się przełoży na zwiększenie sprzedaży "Wprost" – naprawdę nie wiem, tym bardziej, że - jako dziennikarz - jeśli będzie coś pisał, to jakieś felietony, komentarze, może czasem będzie robił jakieś „ekskluzywne” wywiady. Pewnie jego osoba (znana ludziom zwłaszcza z telewizji) przyciągnie do pisma jakichś nowych/albo dawnych/ czytelników. Być może także – nowych dziennikarzy/współpracowników. Kierowanie pismem to jednak coś innego niż kierowanie telewizyjną redakcją i nie wiem, czy sobie z tym poradzi, zwłaszcza, że rynek prasowy jest trudny.
Nadto, jeśli zacznie robić jakieś wielkie zmiany, to może się okazać, że w ich efekcie więcej odbiorców straci, niż pozyska. Ta uwaga dotyczy także ewentualnej reorientacji politycznej tygodnika. Rewolucje czasem przynoszą opłakane skutki, a sądzę, że nowy naczelny zmiany będzie zapewne chciał zrobić. Poza tym, praca w celu poprawy sytuacji pisma na rynku (jest przecież zła) powinna być wielokierunkowa, będzie wymagała współpracy różnych ludzi w redakcji i wydawnictwie, wielu – na pozór – mało efektownych działań, na co może nie mieć wpływu lub może mu się nie chcieć wykonywać takiej „przyziemnej” pracy.
Tomasz Lis zauroczony jest różnymi amerykańskimi pomysłami medialnymi (z czasów kiedy był korespondentem w USA) i nie zdziwiłbym się, gdyby zamarzyło mu się zrobienie z „Wprost” polskiego „Time’a”. Lekko nie będzie, ale ponieważ wspieram wszystko co pomoże ożywić polski rynek prasowy, życzę nowemu naczelnemu osiągnięć. A także, aby – jeśli kiedyś odejdzie z „Wprost” – odszedł z tarczą i oby dziennikarze tego pisma wspominali go lepiej, niż niektórzy jego byli podwładni w telewizji.
Monika Rychlica, head of non-broadcast media w Initiative Media Warszawa
Rzeczywiście Tomasz Lis to znane nazwisko, które moim zdaniem przełoży się na wzrost sprzedaży w początkowym okresie. Jednakże zatrudnianie „gwiazd” w prasie nie jest czymś odkrywczym i co więcej do tej pory nie przełożyło się na spektakularny sukces pisma. Przypomnijmy sobie Najsztuba z „Przekroju”, Monikę Richardson ze „Zwierciadła”, Martynę Wojciechowską z „National Geographic Polska”, Jolantę Pieńkowską z „Twojego Stylu”, czy też (zamierzchłe czasy) Resich – Modlińska z „Gali”. Pismo musi obronić się unikalną, ciekawą formułą, trafiającą do określonej grupy. Dla czytelników postać redaktora naczelnego jest rzeczą drugoplanową.
Założę się, że połowa czytelniczek „Twojego Stylu” nie potrafi wymienić nazwiska redaktora naczelnego, który nie jest osobą publiczną, a mimo to pod jego przewodnictwem pismo osiąga lepsze wyniki i jest zdecydowanie ciekawsze niż to było za czasów Jolanty Pieńkowskiej (niekwestionowanej gwiazdy dziennikarskiej).
Poza tym mam wątpliwość czy „Wprost” będzie w ogóle „Wprost” pod przewodnictwem Tomasza Lisa, który nie jest utożsamiany z prawicą , natomiast „Wprost” jak najbardziej tak! Jak wiemy na przykładzie „Dziennika” wydawanego przez Axla Springera, działania w celu stępienia wyraźnej formuły przyniosły raczej spadek sprzedaży, a nie wzrost.
Tak czy owak to ciekawy i zaskakujący ruch, czas pokaże czy słuszny.
Mariusz Ziomecki, publicysta i dziennikarz
Zaskakująco dobra wiadomość z tytułu, w którym od bardzo dawna działo się tylko źle: tracił rynek, ludzi, wiarygodność.
To, że wydawca "Wprost” zdołał pozyskać dziennikarza takiej rangi jak Tomasz Lis na stanowisko redaktora naczelnego, jest mocnym sygnałem dla czytelników, potencjalnych autorów i ogłoszeniodawców. Sygnał jest prosty: podjęta będzie próba rewitalizacji, tygodnik nie będzie już tylko dogorywał.
W mojej opinii spełniony został warunek konieczny, aby zacząć obracać sytuację "Wprost" w dobrą stronę - ale nie jest to warunek wystarczający. Nowy szef i wydawca muszą spełnić kilka następnych: złożyć do kupy sensowny program redakcyjny i wydawniczy. Mocna pozycja Tomasza Lisa w telewizji teoretycznie może okazać się cennym atutem przy promocji tytułu, ale taki scenariusz wymagałby współpracy właścicieli mediów elektronicznych. Również fakt, że nowy naczelny nie pozwala się zaszufladkować jako dziennikarz wspierający jedną z "drużyn" polityczno-medialnych, nie jest ani człowiekiem lewicy ani prawicy, daje szansę wyprowadzenia "Wprost" z politycznego ślepego zaułka. Tytuł prasowy, który nie służy opinii publicznej i nie traktuje czytelników uczciwie, bo prowadzi zawiłe gry z politykami, nie ma w moim przekonaniu żadnej przyszłości. Jednym z takich tytułów na polskim rynku w ostatnich latach stał się "Wprost"; jego odbudowa jest wyzwaniem trudnym, czasochłonnym i kosztownym, szczególnie w kontekście zmian strukturalnych na rynku prasy w ogóle, ale w moim głęboki przekonaniu – wykonalnym.
Trzymajmy kciuki, by i nowy wydawca i nowy naczelny "Wprost" mu sprostali.
Bartosz Węglarczyk, dziennikarz „Gazety Wyborczej” i prezenter „Dzień dobry TVN”
Tomek ma wielkie doświadczenie w kierowaniu programami informacyjnymi w TV. Gazeta to trochę co innego, ale jestem przekonany, że Tomek sobie świetnie poradzi. Rozumiem, że jego wybór pokazuje, iż nowy wydawca chce pchnąć tygodnik w stronę pisma nowoczesnego, liberalnego światopoglądowo i raczej prawicowego w sprawach gospodarczych i że chce nowe pismo skierować do młodych czytelników przede wszystkim w dużych miastach. Życzę Tomkowi wszystkiego najlepszego. Życzę „Wprost”, żeby się szybko podniosło z dołu, w jaki wpakowało go poprzednie kierownictwo.
Dołącz do dyskusji: Branża i publicyści o nominacji Lisa na naczelnego „Wprost”
Powodzenia!