Mark Thompson: Drukowany „The New York Times” przetrwa najwyżej 10 lat
Mark Thompson, prezes New York Times Company zapowiada koniec dziennika „The New York Times” w formie drukowanej. Według prognoz menedżera papierowe wydanie gazety nie przetrwa więcej niż kolejne 10 lat, choć obecnie liczba jego czytelników jest w miarę stabilna. Thompson tłumaczy, że w ciągu dekady cyfrowa transformacja „NYT” uczyni dystrybucję drukowanych wydań biznesowo nieopłacalną.
Dołącz do dyskusji: Mark Thompson: Drukowany „The New York Times” przetrwa najwyżej 10 lat
I to powinien być tytuł albo i inne dalsze części wypowiedzi. Ale brakuje informacji, nieopłacalną bo po co zarabiać np. X dajmy 1 mln rocznie na czysto...i "bawić" się z całym zamieszaniem papierowym czy przejść tylko na wydania cyfrowe i zarabiać X np. 100 mln. Wtedy może i ten 1 mln przy całym wysiłku włożonym w wydanie papierowe może nie mieć sensu. Bo liczy się zysk. Ale czy nie stanie się tak, że nawet tytuły będące na plusie, znane regionalnie, w kraju czy na świecie zostaną zlikwidowane ? I jaką mamy pewność, że np. likwidacja za 7 lat wydania papierowego nie odetnie może i 20% czy 7% zysków, a pozwoli zaoszczędzić połowę roboty. Ale jednocześnie odetnie 15 czy 26% wiernych czytelników ? I co jeśli za 3 czy 5 lat wydanie cyfrowe przestanie rosnąć, a nawet może zacząć spadać ? A niektórzy wtedy nie wrócą już do papierowego bo...pójdą do konkurencji, przestaną czytać, odzwyczają się. Czasami opłaca się utrzymywać części biznesu dla...kreowania marki, dla zatrzymania przy sobie klientów itd.
Bo niestety zaniedbano kwestię czytelnictwa, książek, prasy itd. Tego trzeba niestety uczyć i młode pokolenia - nie chodzi o narzekanie, równają w dół. Nowe narzędzia zawsze wygrają, ale tutaj mamy nie tyle zastąpienie jednego przez drugie co odejście.
Jedną z głupszych rzeczy jest lista lektur, to narzędzie tortur i promowania paru wybranych nazwisk z epoki, przeważnie swoich, polskich czy w innym kraju miejscowych. Niektórzy faktycznie mogą pochwalić się większymi dokonaniami w danym okresie literackich, większą liczbą "klasycznych" przedstawicieli.
O ile w ogóle to czytelnictwo w szkole powinno się promować mniej nachalnie, ale stale, obok jednej książki z listy drugą niech wybierze klasa, a trzecią...uczeń. Oczywiście nie mówię o cwaniactwie i wybraniu najkrótszego możliwego utwory na parę stron dla formalnego spełnienia warunków przez sprytnego ucznia. Ale jeśli widzi się listę na 2-3 strony w zeszycie i 90-98% pozycji jest narzucona przez MEN, szkołę, panią - to jak uczniowie mogą przyjąć to za coś ciekawego, miłego, fajnego ?
Gdyby tak połączyć przyjemne z pożytecznym, obok Cogito dać gazetę muzyczną rockową, hip-hopową, do tego o grach, o smartfonach. Książki ? Czytaj co chcesz poznasz parę sztandarowych pozycji, ale w danym gatunku i w ogóle będziesz mógł wybrać...sam.
YouTube wcale nie musi zastępować, może uzupełniać, ale...YT wydaje się darmowy, sprzedaje treści szybko, prosto. To, że ktoś tam w tle konsumuje produkt danej firmy, że gra na sprzęcie jakieś firmy, że wystawia dobrą opinię...i wszystko za pieniądze, bez jasnej informacji o tym - taki biznes.
I niestety YouTube, internet nie zawsze poszerza wybór, wielu dociera do treści, ale wybranych, konkretnych, podobnych. Ludzie zamykają się w w danej grupie, obszarze i pomimo wręcz zalewu treści sami się ograniczają.
To jak z kondycją fizyczną - a dzisiaj mamy modę na fitness, na siłownię, skoro czytanie było tak słabo wyćwiczone to jak wygrać z smsami, Twitterem, Facebookiem ? Memy, dwu czy jednozdaniowe wpisy - czasami taki przekaz jest potrzebny, ale gdyby odbiorca miał doświadczenie i praktykę to "konsumował" by łatwiej i dłuższe, mniej z pozoru przystępne treści.