Segregacja mediów przez polityków jest niedopuszczalna (opinie)
Niedopuszczalne jest jakiekolwiek segregowanie mediów, zwłaszcza przez osoby publiczne, w tym polityków, którzy mają obowiązek rozmawiania z dziennikarzami. Nie ma nieodpowiednich pytań, są tylko pytania, na które polityk jest nieprzygotowany - oceniają Bogusław Chrabota, Zbigniew Lazar, Tomasz Gackowski i Grzegorz Miecugow.
W swoim felietonie pt. „Łaźcie do zakłamanych mediów jeszcze częściej, uwiarygadniajcie i czyńcie z nich centrum debaty. Daleko zajdziecie!” Michał Karnowski, członek zarządu Fratrii ds. redakcyjnych, zaapelował do polityków z obozu rządzącego, żeby zastanowili się nad ograniczeniem swojej obecności w nieprzychylnych im mediach, m.in. w największych kanałach telewizyjnych. Zaznacza jednak, że nie namawia do bojkotu. - Ale to pędzenie na wyścigi do tych przybytków, ta radość, że teraz jest się najważniejszym, że kamery, światła i kolejny słowny ping-pong, wydaje mi się dość żałosna i nieskuteczna - pisze publicysta.
- Chadzanie do takich miejsc jest przeciwskuteczne. Szans na uczciwe przedstawienie swojego stanowiska w takich rozmowach nie ma żadnych. Dostarcza się natomiast paliwa do kolejnych ataków i uwiarygadnia media kłamliwe. W ten sposób ładuje się akumulatory, by za chwilę przyłożyć obozowi zmiany tak, że nogami się nakryje! - stwierdza Karnowski.
Dziennikarz nie wskazuje, jakie media ma na myśli. Można się jednak domyślić, że felieton powstał po niedzielnym wywiadzie Karoliny Lewickiej z wicepremierem i ministrem kultury i dziedzictwa narodowego prof. Piotrem Glińskim w programie TVP Info „Minęła dwudziesta”. Dziennikarka skupiła się w audycji przede wszystkim na jego interwencji u marszałka województwa dolnośląskiego przed premierą spektaklu teatralnego „Śmierć i dziewczyna”. Dyskusja była niespokojna, minister starał się czytać i wyjaśniać pismo, które wysłał marszałkowi, natomiast Lewicka przerywała, zadając konkretne pytania i prosząc wielokrotnie o odpowiedzi. Tuż po zakończeniu wywiadu Lewicka została odsunięta od prowadzenia tego programu. Komisja etyki TVP uznała jednak, że dziennikarka nie złamała procedur nadawcy, a prezes Janusz Daszczyński przywrócił ją do prowadzenia „Minęła dwudziesta”.
Redaktor naczelny „Rzeczpospolitej” Bogusław Chrabota uznaje ograniczenie obecności w mediach za represję. - Chyba nie ma sensu. To samo-zamykanie pola informacyjnego. Ludzie nie są idiotami, dostrzegają subtelności na linii dziennikarze - politycy. Choć są oczywiście tytuły (jak np. Nie) do których przyzwoici ludzie nie powinni zaglądać - wskazuje naczelny „Rz”.
- Są różne media, także te, które można identyfikować jako „zdecydowanie wrogie aktualnemu układowi władzy”. - Są też bardziej neutralne, choć osobiście uważam, że stosunek do rządzących (zwłaszcza do ich pomysłu na sprawowanie władzy) powinien się odzwierciedlać na łamach i nie ma w tym nic dziwnego. W przypadku „Rzeczpospolitej”, gazety, którą interesuje przede wszystkim państwo i gospodarka, zawsze byliśmy, jesteśmy i będziemy krytyczni wobec działań niszczących demokratyczne państwo i antyrozwojowych w obszarze gospodarki. Niezależenie od tego, czy rządzący nazywają się PO, czy PiS - deklaruje Bogusław Chrabota.
Ekspert ds. wizerunku Zbigniew Lazar, założyciel i prezes agencji Modern Corp., wypowiada się w sposób stanowczy: absolutnie niedopuszczalne jest jakiekolwiek segregowanie mediów. - Zwłaszcza przez osoby publiczne, politycy, przedstawicieli rządu, samorządu czy spółek Skarbu Państwa. Nie mają prawa odmawiania rozmowy z jakimkolwiek medium, a ich obowiązkiem jest rozmowa z dziennikarzem każdej stacji lub gazety, przychylnych czy nieprzychylnych - ocenia Lazar.
- Oczywiście, dziennikarz z medium mniej przychylnego powinien się stosownie zachowywać, ale ma prawo zadawać dociekliwe i „podłe” pytania w imieniu widzów, czytelników, wyborców i całego narodu. Jeżeli zadaje pytania złagodzone to z rozmowy wychodzi „laurka”, a laurek nie chcemy. Nie ma nieodpowiednich pytań, są takie, na które polityk jest nieprzygotowany - tłumaczy prezes Modern Corp.
Czy główne media są nastawione liberalnie, a więc politycy z PiS są i będą częściej krytykowani niż ci z PO? Zbigniew Lazar przyznaje, że pytania do Ewy Kopacz rzeczywiście były zadawane w sposób bardziej łagodny niż te podczas rozmów z przedstawicielami obecnego rządu, można było je odczytywać jako „laurki” wobec urzędującej premier. Zwraca jednak uwagę, że partia rządząca nie powinna się obrażać na media. - Obowiązkiem każdej osoby publicznej jest pozyskiwanie zwolenników. To że na jakimś rynku nie ma naszych produktów to nie znaczy, że powinniśmy sobie ten rynek odpuścić. Wprost przeciwnie - jedziemy tam, spotykamy się, pozyskujemy go. Tak samo nie wolno stawiać krzyżyka na danym medium - wyjaśnia Zbigniew Lazar.
Ograniczanie występowania w „mediach nieprzychylnych” medioznawca dr Tomasz Gackowski z Instytutu Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego określa jako nierozsądne z perspektywy logiki wyborczej i politycznej. Ekspert przypomina, Prawo i Sprawiedliwość już kiedyś bojkotowało TVN24, odmawiając udziału w audycjach i udzielania wypowiedzi w setkach.
- TVN nie wiele na tym stracił, a PiS nie dość, że nie zyskał, to jeszcze świadomie ograniczył swoją ekspozycję i widoczność medialną. Taka postawa nie jest korzystna ze względów marketingowych. Trudniej w ten sposób przekonywać do swoich racji widzów-obywateli. Warto jednak pamiętać, że rolą dziennikarza jest dopytywać gościa, przerywać mu, jeśli ten nie chce odpowiadać na jasno i uczciwie postawione pytania. Pomimo takich trudności sprawny polityk obecny w studiu ma zawsze szansę na przekazanie własnej wizji, narracji która trafia do widza-wyborcy. I to jest ta wymierna korzyść, z której trudno zrezygnować politykom, nawet jeśli wiedzą, iż rozmowa z danym dziennikarzem czy dziennikarką nie będzie należała do łatwych i przyjemnych - ocenia medioznawca.
- Samo zniechęcanie do przyjmowania zaproszeń od mediów, które są nam nieprzychylne, z którymi się nie zgadzamy, może bardzo łatwo doprowadzić do odrealnienia obecnej władzy - oderwania od spraw, tematów i problemów, które są dla władzy najtrudniejsze. Politycy, będąc przyzwyczajeni do interakcji tylko z tymi dziennikarzami, którzy są cierpliwsi i częściej wsłuchują się w ich rację, bardzo łatwo mogą stracić czujność, instynkt samozachowawczych, a nawet pozbawić się tzw. słuchu i wyczucia nastrojów społecznych sporej rzeszy obywateli. To bardzo ryzykowne, gdyż może w dłuższej perspektywie czasowej skutkować nawet niechęcią polityków wobec danych mediów, by nie powiedzieć arogancją, która zawsze zwiastuje upadek - dodaje dr Tomasz Gackowski.
Grzegorz Miecugow, szef redakcji „Szkła Kontaktowego” w TVN24, przypomina, że politycy PiS - bojkotując jego stację - nie wskazali, jak długo potrwa ich strajk, po czym ponownie pojawili się w programach stacji.
- Nawoływanie dzisiaj do czegoś takiego jest czymś niekompletnym. Jeżeli sami chcą się pozbawić możliwości uzasadniania swoich wyborów politycznych to znaczy, że mają kłopot z uzasadnianiem tych wyborów. A to nie jest najlepsza rekomendacja dla nowej władzy - uważa Miecugow i odwraca pytanie o nieprzychylność dużych stacji wobec obecnego rządu. - Czy pan Karnowski odważył się kiedykolwiek skrytykować cokolwiek, co robi PiS? Bo w mediach „sprzyjających PO” krytyka PO jest powszechna i naturalna, a w mediach „sprzyjających PiS” jest bałwochwalstwo i uwielbienie, nic więcej - ocenia dziennikarz.
Dołącz do dyskusji: Segregacja mediów przez polityków jest niedopuszczalna (opinie)