SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Naklejka na czole Grega i żałobnicy drugiej kategorii. Recenzja finału „Sukcesji” HBO Max

„Sukcesja” zakończyła się w sposób zaskakujący, ale i w dużej mierze nieuchronny. Najprawdopodobniej sami Royowie nie byli do końca pewni, jak daleko mogą się posunąć w walce o władzę. Czy Waystar Royco zyskało nowego właściciela? Tekst zawiera spoilery.

„Sukcesja” w finałowym sezonie musiała wyłonić następcę Logana Roya (bohatera inspirowanego postacią potentata medialnego Ruperta Murdocha), który – w odcinku trzecim – ku zaskoczeniu wszystkich, umiera. Tymczasowymi prezesami zostają braci Kendall (Jeremy Strong) i Roman (Kieran Culkin) więc Shiv (Sarah Snook) ponownie czuje się pominięta. A frustracja bohaterki doprowadza ją do tworzenia ryzykownych sojuszy.

Wielu widzów od początku typowało „elastycznego” Toma (Matthew Macfadyen) jako sukcesora Logana Roya, ale czy ktoś naprawdę był w stanie wyobrazić sobie tego drobnego karierowicza, lizusa i „pusty garnitur” w fotelu prezesa? Okazuje się, że twórca serialu, czyli Jesse Armstrong chciał nam udowodnić, że w świecie wielkich pieniędzy i pozorów wyrafinowania, stara dobra strategia zgadzania się z każdym w każdej sprawie, wciąż popłaca. Tom zostaje prezesem – figurantem, ale przecież o niczym innym nie marzył. Waystar Royco kupione przez właściciela GoJo, czyli kontrowersyjnego miliardera Lukasa Matssona (Alexander Skarsgård) zmienia się na zawsze. Rodzina Royów nic z tym nie może zrobić.

Ostatnia rozmowa

„Sukcesja” to serial-kosmos. Ilość wątków, które porusza, przytłacza i przeraża nas równocześnie. Najmniej ważne okazuje się, kto będzie następcą Logana. Dużo istotniejsze jest to, jak bardzo rodzeństwo Royów jest pogubione i zranione. A co najciekawsze, po tych wszystkich spektaklach, które urządzili, trudno im współczuć. I to nie dlatego, że nie można się identyfikować ze wszystkimi przeżywanymi przez nich emocjami, bo te są bardzo ludzkie i bliskie nam wszystkim. Chodzi o to, w co je przetwarzają – na ogół, czego dowiodła scena finałowa, w pogardę i upokorzenie kogoś innego.

Zarówno Kendall, jak i Shiv dumnie chodzą w swoim kuloodpornym pancerzu, przekonując, że ze wszystkim sobie poradzą, że są zahartowani i wszystko złe co ich spotkało, przekuwają w jakąś wyższą wartość, która ochroni ich przed kolejnymi niepowodzeniami. To jednak tylko ich pobożne życzenie, a finał pokazuje nam, że wszyscy ponieśli porażkę. Kluczowe pięć minut ostatniego odcinka to rozprawienie się z niezałatwionymi dotychczas sprawami, jakie między trójką dzieci Royów narastały od lat. To świetnie zagrana scena, w której aktorzy wyciskają ze swoich bohaterów bolączki tkwiące najgłębiej, jak to możliwe. Wstrząsające wrażenie robi chłodna kalkulacja Shiv i desperacja Kendalla, a Roman znowu ujawnia, jak potrafi ranić swoimi ciętymi ripostami wyjętymi z ust ojca.

Finał to także pora na ostatnią szarżę Kendalla, który walczy o rodzinną firmę i wbrew rozsądkowi chce zablokować jej sprzedaż. I gdy okazuje się, że ma to na wyciągnięcie ręki, Shiv rujnuje jego marzenia, zabierając swój cenny głos. Bohaterowie rozmawiają ze sobą i po raz kolejny analizują problemy powiązane z ojcem i jego wzajemnym szczuciem potomków na siebie. Kendall dowiaduje się, że Shiv nie bardzo wierzy w jego kompetencje, a ojciec nigdy nie uważał jego dzieci za pełnoprawnych sukcesorów. Obrzydliwości padające w rozmowie, sprawiają, że nie możemy nie zastanowić się nad tym, dlaczego to poszło w tak złym kierunku? Część widzów pewnie nie uwierzy, że takie sytuacją zdarzają się w rodzinach, a inni przypomną sobie ten sam mechanizm w innych dekoracjach. Aktorsko wypada to świetnie, chociaż mam wrażenie, że Jeremy Strong już więcej by nie udźwignął, ponieważ pracując metodą Stanisławskiego i tak długo nie wychodząc z roli, co irytowało m.in. Briana Coxa (odtwórca roli Logana Roya), był już wrakiem człowieka, podobnie jak Kendall.

Zdegenerowani elitaryści

Niezbyt mili ludzie walczą ze sobą niezbyt uczciwymi metodami. Finał dowodzi, że to jednozdaniowe streszczenie „Sukcesji” wciąż nie traci na aktualności. Zastanawiam się, czy w tym towarzystwie był ktoś, kogo można by polubić. Na początku Greg wydawał się jedynym niewinnym, ale szybko ta sytuacja uległa zmianie. Być może ktoś z „żałobników drugiej kategorii”? Tak nazywani byli ludzie związani z Loganem, którzy nie mieli dla jego „uniwersum” wielkiego znaczenia jeśli chodzi o funkcjonowanie imperium. Zażarta walka o zdobycze po śmierci głowy rodziny była widowiskiem fascynującym, ale i dla postronnego obserwatora, żałosnym.

Jedyne co wiemy na pewno to fakt, że każdy światopogląd, opinia, wyznawana wartość miała swoją cenę. Wszystko można kupić i sprzedać czego na przestrzeni czterech sezonów dowiodły działania rodzeństwa i ludzi wokół nich. Właściwie przyglądając się uważnie relacjom w serialu, to wiemy na pewno, czego tam nie znajdziemy – przyjaźni i lojalności. Chociaż Tom ocalający (poprzez przyklejenie znacznika aukcyjnego) posadę Grega (Nicholas Braun), mimo że ten go zdradził, być może wykazał cień sympatii wobec zdrajcy, a może to litość? Bardziej prawdopodobne jest jednak to, że kupił sobie niewolnika. A czy ktoś poza Tomem osiągnął sukces?

Wielki przegrany, czyli „najstarszy chłopiec”  poniósł dotkliwą porażkę tylko dlatego, że wciąż nie uczył się na błędach. Więcej zdawał się rozumieć Roman. A Shiv, którą w pierwszym sezonie poznajemy jako idealistkę, no cóż… Shiv też przegrywa, ale pociąga za sobą braci i to jest jej gorzkie zwycięstwo. „Sukcesja” mogłaby mieć kolejne sezony, bo przecież historia walki o wpływy i władzę nie ma końca, ale wydaje się, że Jesse Armstrong wybrał idealny moment na postawienie kropki nad i.

Przedwczesny (?) zgon

Mimo że odtwórca roli Logana, Brian Cox, uznał, że jego bohater został przedwcześnie uśmiercony, wszystko, co wydarzyło się w odcinku trzecim pt. „Wesele Connora” wydaje się idealnie do siebie pasować. Okazuje się bowiem, że nawet jak nie ma Logana, czyli wspólnego wroga, to trójka Royów nadal skacze sobie do gardeł i walczy o jego przychylność, albo raczej o przywództwo, bo w tym każde z nich upatruje największej wartości. Ich problem polega na tym, co niejednokrotnie wspominał Logan, że nie są poważnymi ludźmi i zwłaszcza po jego śmierci, widać jak bardzo są pogubieni i nieskuteczni w zarządzaniu wielkim biznesem.

„Sukcesja” to wspaniale napisana historia ludzkich deficytów. Większość postaci szuka akceptacji, a że nie może jej otrzymać, postanawia udowodnić swoją wartość poprzez dominację. Wydaje się to zbyt proste, ale brutalnie potwierdza to jedna z rozmów, jakie w ostatnich odcinkach prowadzą Shiv i Tom. Gdy mąż przyznaje, że bardzo lubi pieniądze, Shiv wybucha ironicznym śmiechem po wcześniejszej deklaracji, że dla miłości poszłaby na koniec świata, porzuciwszy wszystkie posiadane dobra. Uznają to za wyborny żart.

Serial Jesse Armstronga, podobnie jak inne produkcje HBO na zawsze zapisane w historii telewizji, opowiada o naszym największym strachu, czyli odrzuceniu i samotności. Tony Soprano nie potrafił pogodzić się z pogardą, jaką darzyła go matka, a Royowie odtrąceni najpierw przez matkę, a potem przez ojca, cały czas powielają ten toksyczny mechanizm w relacjach ze swoimi bliskimi. „Sukcesja” to odważne spojrzenie na współczesną rodzinę, ale i szerzej – relacje ludzkie, a ich znakiem rozpoznawczym jest brak empatii oraz egoizm. Armstrong pokazał to w tak prawdopodobny sposób, że finał będzie wywoływał w widzu katharsis. Brawa dla twórców i obsady aktorskiej. Warto.

Serial „Sukcesja” dostępny jest na platformie HBO Max.

Dołącz do dyskusji: Naklejka na czole Grega i żałobnicy drugiej kategorii. Recenzja finału „Sukcesji” HBO Max

6 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
uroboros
Nie rozumiem fenomenu tego serialu. Jeśli tak mają wyglądać nowe seriale, na których ma się opierać marka HBO, to cienko to widzę. Dużo więcej nt. zmian społecznych w USA można dowiedzieć się choćby z Breaking Bad czy Better Call Saul, niż z perypetii rodu nadzianych socjopatów, ale rozumiem, że obecnie ta korporacyjna patologia ludziom imponuje. Cóż, o tempora, o mores!
odpowiedź
User
Niefascynat
Obejrzałem parę pierwszych odcinków. Były nudne i głupie. Ot, opinia.
odpowiedź
User
Meg
Ten serial to test na IQ. Jesli ktos na sile mowi ze jest ch.. slaby czy zle zagrany- juz wiesz ze jest zwyklym debilem;) majstersztyk.
odpowiedź